sobota, 17 maja 2014

Chapter 2

Wybaczcie mi opóźnienie w dodaniu rozdziału...Szkoła, poprawianie ocen... sami rozumiecie...Na wstępie...WOW! Kurwa ludzie niesamowici jesteście! 1000 wyświetleń już przy pierwszym rozdziale i prawie 30 komentarzy!BIG LOVE ! N. xx


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Idziemy, Blair?- An wymachuje małą ulotką przed moją twarzą.
    -Co to jest?- pytam, nie mogąc dostrzec napisów na małej karteczce. Dziewczyna odchrząka kilkakrotnie, po czym prostuje ulotkę i zaczyna czytać:
    -Impreza jakiej jeszcze nie widziałeś! Sztuczne ognie, wyścigi samochodowe, żywe płomienie! Dreszcz emocji, adrenalina i dobra zabawa! Musisz to zobaczyć na własne oczy! Przyjdź i przekonaj się co to znaczy na prawdę się "bawić"! Już w piątek, 15 maja, godzina 21! Nie możesz tego przegapić!
Oczy mojej przyjaciółki błyszczą z podniecenia, aż gniecie karteczkę w rękach prawie podskakując.
    -Pokaż to!- biorę od niej wygniecioną ulotkę. Przyglądam się jej uważnie.
Mała, biała kartka, zrobiona jak widać bez większego wysiłku... żadnego obrazka tylko same napisy, w dodatku prawie wyblakłe.
Coś mi tu nie pasuje...
    -Jakieś to podejrzane, nie sądzisz?- pytam krzywiąc się.- Nie wydaje mi się żeby było to legalne...
    -Weź przestań! Tylko potrafisz zepsuć człowiekowi nadzieję.
    -Skąd to masz?
    -Chyba każdy w szkole to ma... Ktoś podrzucił ulotki do sekcji "specjalnej"... O tam możesz je sobie wziąć.- wskazuje na mały stolik w holu szkoły. Faktycznie, było tam jeszcze parę porozsypywanych karteczek. Pewnie dużo osób z naszej szkoły przyjdzie. A jeszcze większe będzie wzięcie na tą imprezę jak ludzie dowiedzą się że jest to nielegalne. Sami sobie szukają kłopotów...
Gdyby mój ojciec się dowiedział... Boże, już by było po mnie.
    -An... ja... nie. Ja nie idę.- wydukałam drapiąc się po czole.
Na jej twarz pojawia sie zdziwienie, po czym krzyżuje ręce na piersiach, a jej noga zaczyna niepokojąco szybko tupać o posadzkę.
    -Tylko mi nie mów, że teraz mnie wystawisz i będę musiała iść sama...- mówi.
    -Jeszcze tak niedawno nie wiedziałaś nawet o tej imprezie. Możesz pójść przecież z Harr'ym.- oznajmiam wymijając ją. Powolnym krokiem kieruję się do drzwi. Nawet z tej odległości słyszę głębokie westchnięcie mojej przyjaciółki. Dziewczyna idzie w moją stronę, wymija mnie, po czym toruje mi drogę do drzwi wyjściowych.
    -Coś jest nie tak...-mówi miętosząc kartkę między palcami.
    -Mówisz teraz o tej imprezie?
    -O Harr'ym... Ostatnio dziwnie się zachowuje. Kiedy dzwonię do niego, brzmi na spanikowanego. Nie ma dla mnie czasu. Po prostu między nami się psuje... Ja... myślę, że on kogoś ma...
Słucham jej wypowiedzi i nie mogę uwierzyć, że to co mówi jest prawdziwe. Z Harr'ym jest coś nie tak? Z nim? To niemożliwe...
Przecież on i An bardzo się kochają, wyglądają na szczęśliwych... No... przynajmniej ja tak to widziałam.
Nie dam rady jakoś uwierzyć w to, że Harry, ten sam chłopak o uroczych dołkach i bujnych lokach, który tak bardzo kocha An, mógłby ją zdradzić. Nie... Nie ma bata. Coś takiego nigdy by nie miało miejsca.
    -Coś innego musi być na rzeczy...- mówię.- On nie jest draniem, An.
    -Skąd możesz to wiedzieć?
    -Przyjaźnimy się od dziesięciu lat? Jeśli chcesz mogę z nim pogadać...
    -Nie... Nie chcę żeby myślał, że mu nie ufam czy coś... Sama to załatwię... Ale serio wolałabym pójść z tobą na tą imprezę.
Wzdycham. Iść czy nie iść? Dostać wieczny szlaban od ojca jeśli się dowie, czy siedzieć grzecznie i cichutko w domu nudząc się przez cały wolny weekand...
    -Ehh... dobra.- ulegam w końcu. Dziewczyna podskakuje wesoło w miejscu, po czym rzuca mi się na szyję.
    -Mówiłam ci już że jesteś kochana?
    -Będę też martwa, jeśli ojciec się dowie, że poszłam na nielegalną impreze...
    -Oj przestań... Zaczął się weekand... Powiesz mu, że u mnie nocujesz i tyle.
    -Zawsze znajdziesz wymówkę.- zarzucam plecak na ramię i wychodzimy z budynku szkoły. Moje oczy oślepia słońce, które rzadko pojawia się w swoim pełnym wydaniu w Londynie. Zawsze jest tu chłodno i pochmurno. Dzisiaj akurat jest cudownie. Aż mam ochotę krzyczeć.
Schodząc ze schodów śmiejemy się z An z ej opowiedzianego właśnie kawału. Zabawnie zeskakuję z ostatniego schodka, kiedy moja towarzyszka chwyta mnie za łokieć i przyciąga do siebie.
    -Patrz...- mówi patrząc w jakiś punkt, a ja podążam za jej wzrokiem. ON tam jest. Widzę jak rozmawia z jakimś chłopakiem. Nie jest z naszej szkoły. Wygląda na o wiele starszego... Ma lekki zarost zgolony w oryginalny sposób i ciemne włosy starannie wystylizowane ku górze. Na sobie ma czarną baseballówkę podciągniętą w rękawach do łokci i ciemne rurki.
Na jego rękach widnieje masa tatuaży, które tworzą jakiś nieznany mi wzór. Kiedy podnosi wyżej głowę dostrzegam to jak bardzo jest przystojny... Cholernie przystojny.
Wygląda jak gangster...
Och, czego ty się spodziewałaś po kolegach Horan'a? Drwi ze mnie moja podświadomość. Obserwujemy rozmowę dwóch chłopaków, przez co czuję się jak świnia. Bezczelna i bezwstydna... Czemu w ogóle zawracam sobie głowę właśnie Niall'em? Dookoła jest dużo chłopaków, a mnie akurat musi ciągnąć do tego najgorszego ze wszystkich?
"Najgorszego" pod względem charakteru. Mówiąc, że Niall jest brzydki chyba bym zgrzeszyła poprzez kłamstwo...
    -Czy nie jest to zbyt chamskie z naszej strony? To jak podglądanie kogoś.-mówię to An, która nie puszcza mojego łokcia. Nie odpowiada.
Widzę jak kumpel Niall'a podaje mu białą karteczkę. Przechodzi mnie dreszcz, kiedy Horan ją chwyta patrzy na nią przez chwilę, po czym oddaje dla mulata. Ulotka...
Jeszcze chwilę rozmawiają i już po chwili żegnają się uściśnięciem dłoni. Spoglądam jak zahipnotyzowana na blondyna, który odchodzi w stronę czarnego Ranger Rover'a.
Z wielką lekkością wycofuje samochód z miejsca parkingowego i pojazd znika za zakrętem.
    -Myślisz, że przyjdzie dzisiaj na tą imprezę?- pytam zaniepokojona tą myślą.
An ocknęła się ze swojego dosyć długiego zadumania.
    -Hm... miejmy nadzieję że nie. Widziałaś tego gościa?- zmienia nagle temat.
    -No tak. Chyba obie go widziałyśmy... Co cię w ogóle naszło, żeby przykuć moją uwagę ich osobami?! Najpierw mnie ostrzegasz żebym trzymała się od Niall'a z daleka a teraz sama mnie zmuszasz do obserwowania go.- ganię ją. Dziewczyna wygląda na zmieszaną. Jakby nie wiedziała co się dzieje. Dziwnie to wygląda w jej wypadku...
    -Sorki ja tylko... Ech! Już nieważne... Po prostu wydawało mi się...
    -No co ci się wydawało?
    -Nie... Po prostu myślałam że skądś go znam... i tyle.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby była tak... otępiała. Teraz kolejny koleś zostaje wpisany na naszą listę "niepokojąco podejrzanych i przystojnych, otoczonych zakazem zbliżania się!" w skrócie NPPOZZ.
Mnie jednak tylko jedno w nim zaniepokoiło...
Był podobny do chłopaka, którego kiedyś znałam...Cholernie podobny...

~~~*~~~ 

Od chyba godziny próbuję wybrać odpowiednie ubranie, które mogłabym założyć na tą głupią imprezę... Na dole słyszę jak tata rozmawia ze swoim klientem. Brzmi to trochę jak przyjacielska pogawędka niż spotkanie dotyczące spraw biznesowych...
Tak czy inaczej próbuję zignorować konwersację prowadzoną tuż pode mną, która zakłóca moje myśli i w końcu decyduję się na obcisłe czarne spodnie, skórzaną kurtkę do koloru i białą zwiewną tunikę z odkrytymi plecami.
Przeczesuję parę razy moje niesforne włosy, po czym zarzucam je na ramiona i zabieram się za makijaż. Podkład, tusz do rzęs, błyszczyk i jestem gotowa do wyjścia.
Pakuję jeszcze tylko do torby ubrania na zmianę podczas gdy będę nocować u An i wychodzę z sypialni.
Ojciec siedzi przy barze kuchennym wraz ze swoim towarzyszem przeglądając jakieś papiery.
    -Tato...-odzywam się podchodząc do nich bliżej. Głowy mężczyzn podnoszą się znad dokumentów i ich oczy padają na mnie.
    -Ach, Blair... Przepraszam cię, ale jestem trochę zajęty.- Nie nowość...
    -Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie wracam dzisiaj do domu na noc.
Marszczy brwi wyraźnie zaskoczony tym co powiedziałam.
Zdejmuje z nosa swoje prostokątne okulary do czytania, po czym przeciera i tak już przemęczone oczy.
    -A gdzie idziesz?
    -Przenocuję dzisiaj u Anabelle... Wiesz... taki babski wieczór.- wyjaśniam zerkając co chwila na jego gościa. Dosyć stary człowiek z lekką siwizną na ciemnych włosach i zarostem. Wygląda całkiem przyjaźnie...
    -Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł...-mówi niezbyt przekonany do tej wiadomości.
Przestępuję z jednej nogi na drugą w duchu modląc się żeby mnie puścił. Zgódź się, zgódź się... Jak małe dziecko.
Widząc moje zdenerwowanie i zakłopotanie starszy pan siedzący naprzeciwko mojego taty mruga do mnie porozumiewawczo, po czym mocno klepie ojca w plecy, aż ten się prostuje.
    -Daj spokój, James... Twoja córka już nie jest małym dzieckiem. Nie zgubi się.- tłumaczy mu.
    -No właśnie.- zgadzam się z moim starszym sojusznikiem. Ojciec przygląda mi się podejrzliwie, a ja uśmiecham się do niego. Ta maska założona przeze mnie chyba długo nie wytrzyma.
Jego wzrok przelatuje ze mnie do jego towarzysza i z powrotem.
No dalej...
Ojciec wzdycha w końcu, po czym pełen kapitulacji oznajmia:
    -Baw się dobrze.
    -Kocham cię.- szczebioczę do niego i posyłając wdzięczny uśmiech dla mojego pomocnika, wybiegam zadowolona z domu.

~~~*~~~

-To na pewno tutaj?- pytam An, kiedy idziemy przez jakąś ponurą uliczkę w drodze na tą cholerną imprezę... Oczywiście musiałyśmy przejść pięć pełnych ulic żeby tu dotrzeć, ponieważ An nie potrafiła dobrać sobie butów i spóźniłyśmy się na autobus.
Życie byłoby o wiele lepsze gdybym miała samochód...
Oczywiście testy na prawko mam zdane, ale mój kochany tatuńcio nie chciał mi się dołożyć na nowe autko bo uznał że muszę nauczyć się być samodzielna...
Nadzieja matką głupich... 
    -Tak. Gdzieś niedaleko... Chyba...
Prychnęłam.
    -Jeśli chodzi o orientację w terenie, to jesteś kiepska.
    -Weź przestań! Mówię ci że to gdzieś niedaleko... Na odwrocie pisze Highstreet 99... Więc to musi być gdzieś tu...
    -Jak na razie to ja widzę tylko jakieś zgrzybiałe domy i...- przerywam słysząc jakieś dźwięki w oddali.
Brzmi jak krzyk... Pojedyncze i grupowe wrzaski, które dochodziły ze strony opuszczonego toru wyścigowego.
    -Chodźmy... I tylko nie mów mi teraz "a nie mówiłam?" !- mówię do niej ruszając na przód.
Za najbliższym zakrętem zauważyłyśmy bramę wjazdową na tor i całkiem spora grupkę ludzi próbujących się dostać do środka. Przy wejściu stało kilku amatorskich ochroniarzy, którzy po kolei wpuszczali ludzi.
    -Świetnie... Jesteśmy.- wzdycha głęboko An.
    -Nadal nie wierzę, że dałam ci się namówić.- kręcę głową idąc obok niej w stronę wejścia. Wśród małego tłumu ludzi rozpoznaję znajome twarze... Niektórzy z nich chodzą do naszej szkoły.
Chyba również i nas rozpoznając, uśmiechają się i mówią "cześć" lub po prostu zjeżdżają wzrokiem i kierują go w inną stronę... Jak miło.
Gdy zbliżamy się w stronę wejścia rośnie we mnie podekscytowanie, które nawet nie wiem skąd się u mnie wzięło. Czego nie można powiedzieć o An, która prawie podskakuje. Wpływa to na nią bardziej niż na mnie.
Z tego co słychać za ogromną metalową bramą, można się domyślić, ze nieźle się dzieje.
Para ochroniarzy patrzy na nas przenikliwie. Uśmiecham się do nich nieśmiało.
    -Jesteście pełnoletnie?- pyta jeden.
    -Chyba proste.- oznajmia z ironią An. Ochroniarz spogląda na nas to na jedną to na drugą nie wiedząc co odpowiedzieć.
    -To jak? Wpuścicie nas? Przecież chyba nie chcecie zatrzymywać kolejki prawda?
Nadal patrzą na nas w dziwny sposób.
    -Dajcie spokój. Mam wam kurwa pokazać dowód osobisty?- pytam wkurzona. Ochroniarze patrzą na siebie, po czym jeden z nich wzrusza tylko ramionami i otwiera nam wejście.
    -Wow! Jaka ty jesteś przekonująca.- śmieje się An, puszczając oczko do jednego z ochroniarzy, na co ten tylko się czerwieni i odwraca wzrok w drugą stronę. Śmieję się razem z nią, ale mój uśmiech ustaje, kiedy przechodzimy przez bramę.
To co się dzieje na torze jest nie do pomyślenia...
Na trybunach aż roi się od zagorzałej (i już nieco chlapniętej) widowni, na trawniku w samym środku widowiska buchają ogromne płomienie między tzw. "walką" monster track'ów. Ludzie na trybunach wrzeszczą w niebo głosy od burzącej się w ich żyłach adrenaliny, co sprawia że i ja ją czuję w sobie.
W wielu lożach poustawiane są grille i bary z piwem, przy których już pałętają się napaleni kibice.
Mogłabym przysiąc, że przyszła tu chyba cala moja szkoła...
I mnie miałoby to ominąć...
    -O mój...
    -Boże.- kończy za mnie An, a jej oczy nie mogą ustać w miejscu... Lustrują ten widok, jakby nigdy czegoś wspanialszego nie widziały.
Muszę przyznać... Motory, samochody i inne chłopskie rzeczy to zdecydowanie mocna strona An... W odróżnieniu od mojej...
    Na samym dole areny zaczęli się zbierać ludzie... Coś się działo...
    -Chodź szybko.. Zaraz zacznie się wyścig!- piszczy z zachwytu An chwytając mnie za rękę, po czym schodzimy szybko w dół w poszukiwaniu wolnych miejsc.
Kiedy już je znajdujemy, usadzamy się wygodnie i w między czasie komentujemy cały wygląd tej imprezy. W głośnikach poustawianych dookoła areny wybrzmiewa głośna muzyka, przez którą musimy zdzierać gardła w krzyku, aby siebie usłyszeć.
    -UWAGA BALANGOWICZE!- rozbrzmiewa głos w głośnikach i jak na zawołanie robi się cicho. Wszyscy siadają.
Panuje taka cisza, że aż brzęczy mi w uszach od niedawnego hałasu.
    -CZY JESTEŚCIE GOTOWI NA EKSTREMALNĄ ZABAWĘ?!
Widownia odpowiada mu gromkim krzykiem.
    -USIĄDŹCIE WYGODNIE W NA SIEDZENIACH BO, AŻ WBIJE WAS W KRZESŁA, ALBOWIEM PRZED WAMI ODBĘDZIE SIĘ ZA CHWILĘ NAJLEPSZY WYŚCIG SAMOCHODOWY WSZECH CZASÓW! ŻADNYCH ZASAD, JAZDA BEZ TRZYMANKI! EKSTREMA NA 100 PROCENT!
Ludzie są tak tym podjarani, że aż widzę jak robią się czerwoni od emocji, a po ich czołach spływa pot. Jestem zmuszona się przyznać do tego, że nawet mnie to jara. Krzyczę razem z nimi, aż boli mnie gardło, ale nie zwracam na to najmniejszej uwagi.
    -WIELKIE BRAWA DLA UCZESTNIKÓW! W PIERWSZEJ STACJI POWITAJCIE GORĄCO JAMESA BRADLEY'A !
Słyszę po między krzykami, buczenie, które bardzo mocno się wyróżnia wśród tak licznej widowni.
Spoglądam w miejsce, gdzie stoi przedstawiony uczestnik.
Mimo tych wszystkich buczeń on nadal pławi się w sławie swojej osoby... Po samym jego zachowaniu mogę stwierdzić że jest arogancki i próżny. Ale przystojny...
Brązowe włosy starannie ułożone i zaczesane do tyłu.
    -NA DRUGIEJ STACJI STOI JUŻ GOTOWY DO OSTREJ JAZDY NASZ KRÓL ULICY! PEWNY SIEBIE I DZIKI JAK LEW...!
Chcąc zobaczyć kogo tak wychwala prowadzący, kieruję swój wzrok w stronę stacji drugiej... Moje serce momentalnie zamiera, po czym zaczyna niepokojąco szybko bić, a na całym ciele robi mi się gorąco...
Nie muszę słyszeć tego imienia i nazwiska, żeby wiedzieć kto jest ich właścicielem... Blond włosy postawione do góry, zupełnie tak samo jak dzisiaj rano. I właściwie prawie codziennie.
Ubrany w specjalny strój do wyścigów patrzy się bez wyrazu w jeden punkt, ale i tak widać w jego oczach to samo niebezpieczeństwo, które się za nim ciągnie.
Ręce ma skrzyżowane na klatce piersiowej, a w dłoni trzyma niebieski kask.
An podąża wzrokiem za moim i szybko chwyta mnie za dłoń. Kurwa...
Blondyn odwraca wzrok w moją stronę i jego wzrok spoczywa na mnie, a przynajmniej mam takie wrażenie. Przełykam głośno ślinę chociaż i tak ledwo można to usłyszeć w takim gwarze.
W uszach słyszę dudnienie krwi, kiedy prowadzący przedstawia zawodnika:
    -PRZED WAMI NIALL HORAN!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam do obserwowania bloga :) proszę też o polecanie go innym :* Dziękuję Wam bardzo ! <3

niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 1


JEŚLI CZYTASZ----> SKOMENTUJ :)
Nie zajmuje dużo czasu a motywuje do dalszego pisania N. x

Stoi tam... Ciemne rurki i skórzana kurtka. Jakie to oryginalne...
Oparty luźno o ścianę rozmawia z jakimś typkiem ze starszej klasy. Zapewne nowy "interes".
Okulary przeciwsłoneczne wysoko na nosie. Po co? W szkole nie ma słońca...
Uparcie wpatruję się w jego osobę, próbując go rozgryźć.
Boję się go. Zresztą jak każdy.
Taki typ kolesia, który jeśli się do niego odezwiesz, jeśli choć tylko na niego spojrzysz, zapewnione masz to, że do domu możesz nie wrócić w jednym kawałku.
Jest w nim coś... przerażającego. Każącego mi się trzymać od niego z daleka... Nie zwracałabym nawet na niego najmniejszej uwagi, gdyby nie fakt, że dręczą mnie koszmary. Z nim w roli głównej.
Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że nawet go nie znam. Nigdy z nim nie rozmawiałam i najpewniej on nie wiedział też o moim istnieniu.
Trzymam się na uboczu, obserwując go przy pierwszej lepszej okazji, próbując w nim zauważyć coś szczególnego... Tylko co?
Tego nawet sama nie wiem.
Przyciąga mnie jak magnez. I to jest w nim najbardziej przerażające. Nie jestem typem dziewczyny, która jak tylko zobaczy ładnego chłopaka, leci do niego pędem, za wszelką cenę próbując zrobić wszystko, żeby trafić z nim do łóżka. Nie robię nic, żeby zostać zauważoną przez płeć przeciwną.
Po prostu się nie staram. Nie zależy mi na tym.
    Wolę usunąć się na ubocze i pozostać w cieniu.
Nie lubię rozgłosu. Nie potrzebuję ani nie oczekuję pomocy od bliskich, rówieśników. Tyle, że oni sami lezą do mnie.
Ignorując wszystkie te atuty, pozostaję cały czas zauważana przez innych...
Nie proszę przecież o to...
     Odwraca się! 
Mój instynkt wariuje.
Chłopak żegna się ze swoim "kolegą" i stoi teraz przodem do mnie. Nie patrzy jednak na mnie. Oddycham z ulgą. Trzymając w dłoni telefon, nie zwraca uwagi na idących z naprzeciwka uczniów tyko pewnie stąpa przed siebie wiedząc, że i tak każdy będzie sam z siebie usuwał mu się z drogi.
Wkurza mnie taki typ człowieka... Sama jego obecność mnie denerwuje, więc nie wiem czemu chcę sobie tylko przysporzyć kłopotów łażąc za nim non stop i narażając się.
Przystaje.
Moja wcześniejsza pozycja oparta o szafki zmienia się do stojącej.
Za jego plecami widzę moją przyjaciółkę. Anabelle. Uśmiecha się do mnie i pokazuje mi żebym do niej podeszła.
    Och, serio?!
Przewieszam plecak przez ramię i pewnym siebie krokiem ruszam na przód. Mijam niezdarnie innych uczniów uważając przy tym żeby się nie potknąć o własne nogi.
Wśród tłumu głów, widzę Jego blond włosy postawione do góry. Nadal stoi w miejscu. Jestem coraz bliżej, bliżej i bliżej... Serce wali mi jak oszalałe...
    Czuję buzującą krew w moich skroniach, kiedy jestem już prawie przed nim. Znowu to uczucie... Co sie ze mną dzieje?!
Podchodzę do blondyna, który nie podnosząc głowy najwyraźniej cały czas wpatruje się w ekran telefonu.
To co dzieje się potem wydaje się być tylko chwilą która trwa dla mnie wieki...
Próbuję go obejść, ale ten gwałtownie przesuwa się w bok co sprawia, że uderzam w jego silne ramię swoim i upadam na ziemię.
    Cholera!
Posadzka jest zimna i najpewniej brudna, ale nie myślę o tym teraz...
Chłopak chowa telefon do tylnej kieszenie spodni i jedną ręką brutalnie chwyta mnie za łokieć usiłując mnie podnieść.
    Sycząc z bólu, który mi stwarza, wyrywam się z jego uścisku, nie zauważając nawet, że stoję już twardo na ziemi.
Wpatruję się przez chwilę w ciemne szkła blondyna, widząc w nich swoje odbicie. Niska, zdezorientowana dziewczyna.
Chłopak podnosi z ziemi mój mały zielony plecak Converse, który najwyraźniej mi się ześlizgnął z ramienia podczas upadku. Podaje mi go tak jakby z niechęcią i mówi groźnym głosem, od którego przechodzą mnie ciarki:
    -Nie gap się tak na mnie, kotku. To strasznie irytujące.
Czuję w nozdrzach jego zapach. Ostry a za razem odprężający. Jego słowa dudnią mi w uszach jak echo, kiedy zostawia mnie na korytarzu przyciskającą kurczowo do piersi mały plecak i otępiałą.
Jeszcze chwilę stoję bez ruchu, cała spięta od jeszcze niedawnego kontaktu z Nim...
Czy to możliwe, żeby osoba której nie znam tak na mnie wpływała? W negatywnym znaczeniu tego słowa...
    Jak? W ogóle skąd on... Ja zauważył? 
Te słowa nie dawały mi spokoju. Skąd on się wziął w mojej głowie? Sam fakt, że mam o nim przerażające sny, od których budzę się w środku nocy z wrzaskiem i zimnym potem na karku jest dla mnie dowodem, żeby trzymać się od niego z daleka. Tyle, że oczywiście muszę być tą samą głupią dziewczyną jak te w znanych horrorach, które łażą tam gdzie nie powinny a potem źle się to dla nich kończy.
Siłą zmuszam się, aby pokonać odległość między mną a Anabelle, która zapewne widziała całe to wydarzenie.
Niepewnym krokiem podchodzę do drobnej blondynki, której wyrazu twarzy nie da się opisać słowami. Nie mam pojęcia jakie uczucia kryją się pod tą "maską".
    -Co jest?- pytam, gdy An mierzy mnie wzrokiem.
    -Co... co to kurwa miało być?- prawie wrzeszczy.- Całkiem cię pogięło Blair?!
    -Przecież to nie moja wina. To on na mnie wpadł.
Prycha.
    -Daj spokój. Gdybyś się w niego nie wpatrywała całymi dniami, może nawet by cię nie zauważył. Radzę ci... Lepiej nie igraj z Tym ogniem...
    -Och, nie rób scen. W ogóle... Skąd ty... o tym wiesz?
    -Chyba każdy kto cię zna o tym wie. Gapisz się na niego jak na jakiś wybryk natury.
    -A nie jest nim?- pytam drwiąco doprowadzając w ten sposób moją przyjaciółkę do cichego chichotu.
    -Trochę racji w tym jest. Ale nie szukaj teraz dziury w całym! On jest... niebezpieczny.
    -Przecież wiem.
    -Więc dlaczego się do niego non stop pchasz?
    -Ja wcale się do niego nie pcham An! Przestań robić mi awantury o byle co! Zawsze potrafisz się do czegoś przyczepić. Znajdź sobie inne zajęcie niż opieprzanie mnie za rzeczy których nie zrobiłam.
    -Ale nie możesz się wyprzeć tego że się na niego gapisz...
    -Mam swoje powody.
    -Podoba ci się?
Jej pytanie zbija mnie z pantałyku.
    -Co? NIE! An, ja...- mam jej powiedzieć o Tym, ale się powstrzymuję. Nikomu nie mogę ufać w tej sprawie. Nikomu. Rodzicom, przyjaciołom...- Nie mogę ci powiedzieć.
Chwilę wpatruje się we mnie. Jest wkurzona? Rozczarowana? Zawiedziona? Tak. to dobre słowo.
    -Jak chcesz.- mówi. Serio? I to wszystko? Powinnam się w sumie cieszyć, że nie próbowała się dopytywać, ale... to nie jest w stylu mojej An.
Postanawiam jednak pozostawić to bez komentarza i już po chwili dziewczyna się odzywa:
    -Chodźmy już... Wykłady zaraz się zaczynają a ja nie chce się spóźnić i znowu wylądować na pierwszych ławkach przed panem Tobson'em. On cuchnie przeterminowaną szynką.
Uśmiecham się tylko i przerzucając plecak przez ramię kieruję się z moją przyjaciółką do sal wykładowych.
Po drodze rozmawiamy o różnych bzdetach. Oczywiście padają też pytania o tym jaki collage mamy zamiar wybrać. Jeszcze tylko pół sezonu...
Mijamy korytarze szkoły pełnej uczniów, którzy czekają już przed klasami, aż będą w końcu mogli wejść na zajęcia. Wątpię żeby tak im się paliło do nauki...
Chyba chodzi o fakt, że to ostatnia godzina lekcyjna w tym tygodniu i każdy nie może się doczekać, aż wreszcie stąd wyjdzie po dniu pełnym tortur psychicznych jakiś doświadczyli od nauczycieli.
Będą mogli pojechać sobie do domu i cały weekand przeleżeć w łóżku... No... przynajmniej ja miałam taki zamiar.
Z daleka widzę już naszą klasę, która w żółwim tempie wchodzi do klasy. Widzę go. Stoi na samym końcu. Zresztą jak zwykle. Zdążył zdjąć już okulary i założyć je za  kołnierzyk koszulki. Nawet stąd mogę zobaczyć błękit bijący z jego tęczówek.
Czuję się nagle taka... spięta. An najwyraźniej to zauważa, bo zatrzymuje mnie szarpnięciem za rękę.
    -Blair... Mówiłam ci to na poważnie... Trzymaj się od niego z daleka.
Jezu! Czy ja jestem małym dzieckiem?!
    -Tak, wiem. Nie musisz mi powtarzać.-odrzekam, czując na sobie czyiś wzrok. To takie dziwne uczucie...
Odwracam się... Patrzy się na mnie. Na jego ustach zauważam cień uśmiechu. Szybko kieruję wzrok z powrotem na An.
Nie wiem z jakiego powodu moje serce wali jak oszalałe. Biorę głęboki wdech.
An patrzy na mnie wzrokiem mówiącym "Ostrzegam cię".
Przewracam oczami, po czym kieruję się w stronę klasy. Próbuję ignorować blond-włosego, ale cienko mi to wychodzi. Ukradkiem zerkam w jego stronę i wtedy nasze spojrzenia się spotykają.
Nie jest to długi kontakt wzrokowy, ale na tyle długi żebym mogła zobaczyć ten sam zimny błękit oczu, który ukazuje mi się co noc.
Odwracam pędem głowę w inną stronę, czując jak chłopak świdruje wzrokiem po mojej sylwetce. W pewnej chwili mam ochotę odwrócić się i dać mu w twarz, ale nie mogę. Nie jestem na tyle odważna żeby to zrobić. Znam konsekwencje.
Wchodzę do klasy i zajmuję jednoosobową ławkę na samym końcu, w rogu sali. Jej wystrój przypomina klasyczną pracownię historyczną. nic specjalnego.
Chłopak wchodzi za Anabelle patrząc na jej tył z odrazą. No co za...
An siada dwie ławki przede mną, gdy w tym samym czasie blondyn zajmuje miejsce w rzędzie tuż obok niej. Biorę kolejny głęboki wdech delikatnie masując ramię w miejscu zderzenia się z chłopakiem. Czemu to zrobił? Co mu to dało?
Gwarowi rozmów panujących między uczniami zaprzestaje nam pan Tobson, który własnie wszedł do pomieszczenia.
    -Wyjmijcie podręczniki na stronie dwusetnej. Lekcja czterdziesta. Miasto Inków. Włączę wam dyskografię na podstawie której macie wykonać skrupulatne wypowiedzi na jej temat. W skrócie macie napisać recenzję na trzy strony i zdać mi je do wtorku.
Po klasie rozchodzą się dźwięki wyraźnego niezadowolenia. Zapisuję w notatniku wszystko to o czym powiedział nam pan Tobson, gdy nagle znowu ogarnia mnie to uczucie...
Podnoszę głowę, czując na sobie czyiś wzrok. Przez głowę przechodzi mi myśl że to znowu On.
Nie mylę się.
Przekręciwszy głowę w tył patrzy na mnie czujnie. Marszczę brwi słysząc swoje imię i nazwisko wywołane przez nauczyciela w celu sprawdzenia obecności. Odpowiadam krótkie "jestem" lekko podnosząc się z krzesła na którym obecnie siedzę.
Pan Tobson wyczytuje po kolei osoby z dziennika. Co chwilę słyszę odpowiedzi na jego wywołania. Wzrok mam spuszczony w dół. Bazgrzę niezgrabnie jakieś karykatury tuż obok notatki z lekcji. Nadal to czuję.
Silne poczucie obserwacji. Wypala we mnie dziurę.
Nauczyciel wciąż wywołuje po kolei uczniów, aż w końcu dochodzi do tego, które dręczy mnie już od kilku dni...
Jest to jak koszmar, w którym obracam się każdej nocy.
    -Niall Horan.- mówi nauczyciel czekając na reakcję posiadacza wywołanego imienia i nazwiska.
Blondyn nie patrząc już w moją stronę podnosi się lekko z krzesła i odpowiada mu tylko krótkie "jestem".

***********************************

Wkrótce pojawią się bohaterowie ;)
Mam nadzieję że się podobało :D
Wesołych Świąt
N. x